4.30.2012

14 rozdział


Z perspektywy Litzy w tle
Louis przyglądał mi się. Ze wściekłością w głosie mówił:
-Nie powinnaś być taką kurwą. Tracisz wszystko i wszystkich. Ojciec z matką nie chcą cię już utrzymywać. Jullie zaprzyjaźniła się z ludźmi z psychiatryka i jest szczęśliwa z Harrym. Lilly układa sobie życie z Zaynem w Paryżu. Liam jest szczęśliwy z Danielle i ma cię głęboko w dupie! A Niall, jak to Niall pochłonięty jest jedzeniem i nie ma ochoty mieć z tobą kontaktu. A ja jestem szczęśliwy. Ale nie z  tobą. Z Eleanor- wypowiadając jej imię, ona nagle się pojawiła. Złapali się za ręce, a Lou mówił dalej.- Miałaś szanse, popierdolona królewno. Teraz tylko patrz i płacz.
Wtedy zaczęli się całować. On rękoma błądził po jej plecach, a ona wplatała swoje dłonie w jego włosy. Po moim policzku zaczęły spływać łzy. I wtedy poczułam wibrację telefonu. Mocno zamknęłam oczy i po chwili je otworzyłam. Leżałam w swoim łóżku. To był sen. Powtarzał się od około 3 dni. Każdej nocy było to samo. Telefon ciągle wibrował. Sięgnęłam po niego. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie moje i Louisa. Odebrałam.
-Halo?- zapytałam.
-Cześć Litzy- powiedział Lou.- Wiem, że dzisiaj nie masz żadnych planów, więc zabieram cię w tajemniczą podróż. Ogarnij się i zaraz do nas przyjdź. Będę czekać, pa- mówił to wszystko bardzo szybko. Wiedział, że jak będzie zwlekał to będę próbowała znaleźć jakąś wymówkę by nie jechać. Z powrotem położyłam się na łóżko i westchnęłam. Od dwóch dni zastanawiałam się czy słowa jakie Louis wypowiedział były wytworem mojej wyobraźni, czy może jednak były prawdziwe. „Zostanę z tobą na zawsze. Kocham cię, Litzy” te słowa musiały mi się przyśnić. Wyrzuciłam z głowy niedorzeczną myśl na temat Louisa i poszłam do łazienki. Szybko się wykąpałam i umalowałam. Ubrałam szarą bluzkę z motywem Beatles'ów, granatową bluzę, czarne rurki i tego samego koloru Emu. Narzuciłam jeszcze na siebie grubą dżinsową kurtkę. Wychodząc z salonu spojrzałam na fotel, na którym leżała bordowa bluza Louisa. Zostawił ją, kiedy źle się czułam. Następnego dnia powiedział, że mogę ją sobie zatrzymać. Nie protestowałam. Wyszłam z domu i podążyłam do wspólnego mieszkania chłopaków. Mieszkali oni blisko mnie. Przed ich domem znajdował się Mini Cooper. Dach był koloru białego, a reszta czerwonego. Zastanawiałam się do kogo należało auto.

Przyglądając się samochodowi ktoś otworzył drzwi. Chciał już je zamknąć, ale nagle mnie zauważył. To był Liam. W buzi trzymał wypchany portfel i jakieś dokumenty. Pomachał mi, a ja się uśmiechnęłam i odmachałam. Podeszłam do niego i powiedziałam:
-Cześć Liam, gdzie się tak śpieszysz?
-Danielle zaraz ma próbę, a zapomniała dokumentów więc idę je zanieść.
-Pozdrów ją-powiedziałam, kiedy odchodził.
-Spoko. A ty jedz- powiedział, gdy znikał za rogiem.
Weszłam do ich domu, ponieważ Liam zostawił otwarte  drzwi. Zajrzałam do kuchni, która była zaraz z brzegu i zastałam tam Harrego i Nialla.
-Cześć Niall- powiedziałam, podchodząc do niego. On przytulił mnie i odpowiedział:
-Cześć Liv. Chcesz trochę?- zapytał wskazując głową na miskę płatków.
-Zrobię sobie sama-odpowiedziałam podchodząc do szafki, która była przy zlewie. Harry właśnie zmywał naczynia.
-Cześć- powiedział cicho, kiedy otwierałam szafkę.
-Siema- powiedziałam z niechęcią, ponieważ byłam na niego wściekła.
-Masz jakieś wieści od Jullie? Wczoraj dzwoniła, ale później nie miałem z nią kontaktu.
-Dziwisz się?!- powiedziałam, lekko podnosząc głos.- Po waszej wczorajszej rozmowie, ona się ponownie pocięła. Tym razem tak, że zemdlała. Gdyby nie Erick, zapewne by nie przeżyła- kończąc to zdanie usłyszałam huk. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam wraz z Harrym, że to Niall upuścił pustą miskę po swoim śniadaniu.
-Ona znowu się pocięła?!- zapytał zszokowany blondyn.
-Tak przez twojego najlepszego przyjaciela- odpowiedziałam z sarkazmem. Niall schylił się i zaczął zbierać kawałki po misce.
-Ja się pytam, kim jest kurwa Erick?!- krzyczał Harry.
-Nie twój zasrany interes!- krzyknęłam, gdy wlewałam mleko do płatków. Horan wyrzucał właśnie połamaną porcelanę i gdy już skończył wstał i powiedział do Harrego:
-Mam nadzieję, że ta dziwka Emma była tego warta- i sobie poszedł. Usiadłam na krześle i szybko zaczęłam jeść płatki. W kuchni pojawił się Zayn, a ja pomyślałam sobie „o nie, zaraz się zacznie”.
-Cześć mała- powiedział, czochrając moje włosy. Szybko je poprawiłam i powiedziałam:
-Tylko nie mała. Mała to jest Jullie.
-Louis kazał powiedzieć, że za minutę zejdzie.
-Spoko-odpowiedziałam jedząc ostatnią łyżkę śniadania. Gdy skończyłam wstawiłam miskę do zlewu i już chciałam iść do sypialni Lou, kiedy on nagle się zjawił. Ubrany w czarny T-shirt, śliwkowe rurki, czarną skórzaną kurtkę, brązowy szalik, czarną luźną czapkę i tego samego koloru motocyklowe buty. Podszedł do mnie i mnie przytulił.
-Cześć śliczna-powiedział.
-Cześć. Gdzie jedziemy? – zapytałam.
-84 kilometry na południe.
-Czyli gdzie?- spytałam ponownie, ponieważ te liczby mi nic nie dały.
-Seaford. To małe miasteczko, jest tam plaża.
-Ahaa…- powiedziałam troszeczkę zmieszana. Louis wskazał mi drzwi i poszłam. Przy wyjściu oboje krzyknęliśmy:
-Pa chłopacy!
I poszliśmy w stronę Mini Coopera.
-To twoje?- zapytałam gdy otwierał mi drzwi. Usiadłam na miękkim fotelu. Louis okrążył samochód i po chwili znalazł się na miejscu kierowcy.
-Mojej mamy-powiedział.- Pożyczyłem go od niej, ponieważ nie chciałem by jakieś napalone fanki za nami jechały.
Nic nie powiedziałam. Louis włożył kluczyki do stacyjki i zaczęliśmy podróż. Spodziewałam się, że będziemy jechać ponad godzinę. Cały czas  rozmawialiśmy, ale ja ani razu nie wspomniałam o słowach które najprawdopodobniej mi się przyśniły. „Jeszcze pomyśli, że jestem psychiczna” pomyślałam. Kiedy już prawie dojeżdżaliśmy spiker radiowy powiedział:
-A teraz czas na piosenkę zespołu One Direction „One Thing”.
W tle zaczął lecieć tak dobrze znany mi utwór. Louis zaczął się śmiać, a ja razem z nim. Oczywiście gdy w piosence pojawił się jego fragment, zaczął go śpiewać lecz ja spojrzałam na niego z żalem i zapytałam:
-Serio?
-No wiesz, miliony fanek oddałoby wszystko, by znaleźć się na twoim miejscu.
Dalej nie drążyliśmy tego tematu, ponieważ zapewne wywołałabym powód do kłótni, a nie miałam dzisiaj na to ochoty. Na dworze było szarawo. Nie padał śnieg, ale widać było, że zaraz będzie padać deszcz. Gdy dojechaliśmy na miejsce znajdowaliśmy się przy klifie, oraz na plaży na której znajdowała się górka z kamieni.
Louis wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi. Od razu gdy znalazłam się na świeżym powietrzu, poczułam jak mocno wieje wiatr. Na głowę narzuciłam  kaptur i skrzyżowałam ręce. Było mi zimno. Louis wyciągnął do mnie rękę i powiedział:
-Chodź, zaprowadzę cię w moje ulubione miejsce.
 Złapałam jego dłoń. Oboje spojrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechnęliśmy się. Louis zaprowadził mnie na zbocze klifu. Wiało tam jeszcze bardziej niż na plaży. Jednak usiedliśmy i spuściliśmy nogi. Poczułam się jak małe, bezbronne dziecko i zaczęłam machać nogami. Nadal trzymałam się z Louisem za rękę. Czułam się przy nim bezpieczna. Wiedziałam, że on uratuje mnie od wszystkiego. Spojrzałam na chłopaka. Rysy jego twarzy są wyraźne, a oczy przyglądają się morzu. Widziałam, że o czymś dogłębnie myśli. Uśmiechnęłam się, a on to zauważył. Spojrzał się na mnie i odwzajemnił mój uśmiech. Jego niebieskie oczy przyglądały mi się. Ja odwróciłam swój wzrok i wstałam. Mój przyjaciel zrobił to samo. Stałam na samym brzegu klifu, a Lou mi się przyglądał. Wyciągnęłam ręce i odchyliłam głowę do tyłu. Zamknęłam oczu i zaczęłam mówić:
-Zobacz Louis, mogłabym zrobić tylko jeden krok i już by mnie nie było. Leciałabym spokojnie. Jak ptak. Jak byłam mała, zawsze chciałam być ptakiem- powiedziałam, patrząc na niego. On nie wiedział o co mi chodzi.- Co byś zrobił Lou? Co byś zrobił gdybym spadła tam w dół i umarła?- zapytałam.
-Gdybyś ty umarła, umarłbym ja.
-Czemu miałbyś umierać? Jestem tylko jedną z twoich przyjaciół.
-Bo znaczysz dla mnie więcej niż inni-odpowiedział, i zaczął bawić się swoimi rękoma.
-Ile więcej?- zapytałam.
-Kocham cię Litzy –powiedział, pochodząc do mnie.- Kocham cię od początku naszej przyjaźni.
Przytulił mnie, a ja odwzajemniłam jego uścisk. Kiedy już odsunęliśmy się od siebie Lou najprawdopodobniej czekał aż powiem to samo, lecz ja tylko powiedziałam:
-Tak, wszyscy mnie kochają.
Zapadła  cisza, a ja ruszyłam z powrotem na plażę. Louis schował ręce w kieszeni spodni i powoli ruszył za mną. Kiedy byłam już przy samochodzie, usiadłam na maskę samochodu i skrzyżowałam ręce. Louis staną przede mną. Stykaliśmy się ciałami, a nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
-Tylko tyle masz do powiedzenia? Że wszyscy cię kochają?- pytał, a ja nic nie odpowiedziałam. Louis złapał w swoje ręce moją twarz i zaczął mnie całować. Odwzajemniłam pocałunek. Kiedy skończyłam Lou powiedział:
-Teraz możemy jechać.
Otworzył mi drzwi, a ja usiadłam. On po chwili znalazł się na miejscu obok i pojechaliśmy. Całą drogę powrotną się nie odzywałam. Gdy byliśmy niedaleko mojego domu Louis tylko zapytał:
-Teraz będziemy się unikać? Nie lepiej zapomnieć o tym co powiedziałem i co się wydarzyło?
Ja tylko wzruszyłam rękoma. Kiedy zatrzymał się przy moim domu, otworzyłam drzwi auta. Gdy byłam już na zewnątrz schyliłam się i spojrzałam na Louisa. Było widać, że jest smutny.
-Dzięki, że mnie kochasz- powiedziałam. On tylko zasalutował i odpowiedział:
-Nie ma za co.
Zamknęłam drzwi i Tomlinson odjechał. Stałam jeszcze chwilę i przyglądałam się odjeżdżającemu samochodowi. Zaczął padać bardzo mocny deszcz. Podążyłam w kierunku swojego apartamentu. Gdy byłam już w salonie, usiadłam na fotel i zakryłam twarz rękoma. Zaczęłam płakać i pomyślałam „Dlaczego ja kurwa muszę być taką zimną suką”.
Litzy nad wodą 






Także w poprzednim rozdziale pisaliście która przygoda podoba wam się najbardziej. I wyszło na tym, że najbardziej podoba wam się HARRY I JULLIE. 
W tym rozdziale zadam wam dwa pytania:
1. Czy nudzi was niedostępność Litzy, ucieczka Lilly i choroba Jullie? Jeśli tak to co byście zmienili :) 
2. Podoba wam się pomysł z dodawaniem muzyki w tle? Jeśli tak, to czy podobają wam się wybrane utwory? Możecie także proponować własną muzykę.
ps. mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, bo dla nas znaczy on wiele. proszę o szczere komentarze i odpowiedzi. Zapraszam także do polubienia strony http://www.facebook.com/pages/And-fall-into-my-arms-instead-One-Direction/327557470643854

4.29.2012

13 rozdział


 Z perspektywy Jullie w tle
Siedziałam z Erickiem i moją współlokatorką przy stoliku w pokoju rekreacyjnym. Oni grali sobie w warcaby, a ja zajadałam krakersy. Dzisiejszego dnia moja koleżanka wybrała sobie imię Katy Perry. Tak naprawdę, w ogóle nie słuchałam o czym oni rozmawiają, ponieważ ciągle spoglądałam za okno. Od 2 dni w ogóle nie padał śnieg. Co jakiś czas padał deszcz. Odwróciłam wzrok od okna i spojrzałam  na moich znajomych. W tym momencie Katy przesuwała swój biały pionek w kierunku Ericka.
-…także warcaby najprawdopodobniej zrodziły się w XII wieku-mówił mój kolega.
-Wow, to takie fascynujące, że pamiętasz to wszystko-powiedziałam gryząc kawałek krakersa.
-Od najmłodszych lat interesowałem się takimi rzeczami- mówił, przesuwając pionek.- Zawsze byłem inny-dodał, gdy Katy zastanawiała się nad ruchem.
-Nikt nie jest inny. Po prostu większość ludzi się pospolituje. Ty zostałeś prawdziwym sobą-dodałam.
-Ale zobacz-powiedziała Katy.- Gdybyśmy wszyscy się pospolitowali nie byłoby nas tutaj. Bylibyśmy jak inni.
-Nie wydaje mi się-powiedział Erick. –Na nas nie wpłynęłoby otoczenie. Jesteśmy jacy jesteśmy. Jullie miała przyjaciół i zobacz- mówił, zwracając się do Katy, od dawna nikt nie wykonał żadnego ruchu w grze.- Nikt jej nie przypilnował, nadal się cięła.
-Ja nie miałam. Ja nadal mam przyjaciół- powiedziałam, biorąc miskę z krakersami. Wiedziałam, że zaraz rozmowa przejdzie na Harrego, a ja nigdy tego nie lubiłam. Usiadłam na kanapie, która znajdowała się naprzeciwko telewizora. Grupka młodych osób siedziała na ziemi i oglądała jakiś plotkarski program telewizyjny. Siedziałam z boku i przyglądałam się ludziom. Niektórych kojarzyłam, ponieważ siedzieli ze mną przy stole w jadalni lub miałam z nimi grupowe terapie. Brunetka z blond końcówkami wtulona była w blondyna. On najprawdopodobniej nazywał się Alaric, jej w ogóle nie kojarzyłam. Zapewne znajdowała się tutaj z innego powodu niż ja i ten chłopak. Koło nich siedział 13 letni Max. Siedział ze mną przy stole. Był  najmłodszą osobą znajdującą się w tym szpitalu. Blisko nich siedziały też dwie siostry, które były bliźniaczkami. Ashley i Emma znalazły się tutaj po tym jak ich willa spłonęła. Znajdowali się tam rodzice, którzy umarli. Dziewczyny przeszły mocne załamanie, więc zostały przysłane tutaj. Z moich rozmyślań wyrwała mnie Katy i Erick. Usiedli przy mnie. Uśmiechnęłam się i zapytałam:
-I kto wygrał?
-Erick- powiedziała Katy, wskazując palcem za siebie. Przybliżyła się i powiedziała mi na ucho- Dałam mu wygrać. Wiesz, że ma ten lęk przed przegraną.
-Nie prawda!- krzyknął mój kolega.- Wygrałem, bo po prostu jestem lepszy.
-Tak, tak-powiedziała moja współlokatorka, klepiąc go lekko w ramię.- Każdy wierzy w to, co chce.
-W dzisiejszym programie usłyszymy kilka ciekawych plotek na temat One Direction- usłyszałam w telewizji. Ja i moi znajomi szybko spojrzeliśmy na ekran telewizora. Ashley chciała przełączyć na inny program lecz ja krzyknęłam:
-Zostaw, chcę posłuchać.
Dziewczyna nie przełączyła. Każdy tutaj wiedział, że ja i moje przyjaciółki znamy One Direction i, że nawet byłam z Harrym. Program prowadziła młoda kobieta. Miała ciemną karnację i ciemne, kręcone włosy. Była ubrana w obcisłą niebieską sukienkę. Z niecierpliwieniem czekałam na wiadomości. Skończyła się czołówka i kobieta zaczęła mówić:
-W dzisiejszym programie zaczniemy od Louisa Tomlinsona. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że zerwał on ze swoją dziewczyna Eleanor Calder. Jednak nie znamy powodu zakończenia tego związku. Podejrzewa się, że najprawdopodobniej nasz Louis zakochał się w innej dziewczynie. Lecz na razie nie wiemy co to za dziewczyna i czy ta plotka na pewno jest prawdą. Jednak w każdej plotce jest źdźbło prawdy- Katy spojrzała na mnie i wiedziała, że mowa tu jest o mojej przyjaciółce Litzy. Ja tylko się uśmiechnęłam, ponieważ na ekranie pojawiło się zdjęcie Lou i Eleanor gdy trzymali się za ręce, ale tym razem przedzieleni byli grubą kreską.
-Nasz następny news dotyczy Harrego Styles’a- na te słowa, moje serce zaczęło bić milion razy szybciej.- Wczorajszego wieczoru najmłodszy wokalista One Direction został przyłapany na pocałunku z młodą dziewczyną. Byli wczoraj wieczorem na randce, a następnie Harry odprowadził ja do domu. Na dowód mamy zdjęcie- wtedy na ekranie pojawił się Harry z jakąś brunetką. Całowali się. Szybko wstałam z kanapy i odeszłam.
-Jullie-  usłyszałam jak woła Katy.
-Chcę zostać sama!- krzyknęłam, wychodząc z pokoju.
Pobiegłam szybko na piętro sypialne dziewcząt. Płakałam. Wiedziałam, że kiedyś Harry znajdzie sobie kogoś z kim będzie szczęśliwy. Jednak żyłam nadzieją, że słowa które wypowiadał w moim kierunku codziennie były prawdziwe. Lubiłam kiedy mówił „Kocham Cię słoneczko”. Usiadłam przy telefonie i zakryłam twarz w ręce. Mocno oddychałam. Czułam się tak jakby ktoś przed chwilą chciał mnie utopić.  Przez chwilę próbowałam  złapać normalny oddech, a gdy już mi się udało, otarłam łzy i wstałam. Wzięłam do ręki telefon i wykręciłam tak dobrze znany mi numer. Od dawna tego nie robiłam. Tak naprawdę będąc w szpitalu ani razu nie wykręcałam tych liczb. Usiadłam na ziemi i z powrotem zaczęłam obracać kabelek w palcach.
-Halo?- zapytał zaspany. Tęskniłam za jego zachrypniętym głosem. Nie odzywałam się w ogóle.- Jest tam ktoś?
-Podobno kocha się raz i prawdziwie- powiedziałam płacząc.- Mówiłeś to mi, zapewne Caroline Flack i tej co się teraz spotykasz.
-Jullie ? Skąd wiesz o Emily.
-Hmm…- powiedziałam, udając zamyśloną.- Może z telewizji.
-Odwiedzę cię i porozmawiamy na spokojnie-powiedział zdenerwowany.
- Nie Harry. Nie chcę cię widzieć. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Życzę szczęścia z Emmą- powiedziałam rozłączając się. Płakałam. Chciałabym móc powiedzieć, że te słowa sprawiły mi radość i że czuję się tak jakby go już przy mnie nie było. Lecz jednak jest inaczej. Boli mnie to co powiedziałam. Chciałabym żeby przyszedł i powiedział mi, że nadal mnie kocha. Wstałam. Było mi słabo. Kręciło mi się w głowie. Poszłam do swojej sypialni. Wiedziałam, że będę miała tylko chwilę. Podeszłam do swojej szafki nocnej na której stała lampka. Zdjęłam abażur i odkręciłam żarówkę. Z lewej ręki obwinęłam swój bandaż. Położyłam go na łóżku. To samo zrobiłam z żarówką. Położyłam na niej poduszkę i ucisnęłam ją ręką. Usłyszałam, że szkło rozbiło się na kawałki.  Podniosłam poduszkę i zobaczyłam duży kawałek szkła. Wzięłam go do ręki i usiadłam na ziemi. Oparłam głowę o ścianę i zaczęłam się ciąć. Krew leciała, a ja czułam, że daje mi to upust emocjom. Sprawia mi to radość. Wiem, że źle robię. Ale to pozwala mi zapomnieć o wszystkim co sprawia, że źle się czuję. Zrobiłam sobie kilka nowych grubych kresek.  Podniosłam kawałek szkła i zaczęłam się mu przyglądać. Ściekała po nim krew.
-Wow, jak fajnie- powiedziałam opierając głowę o ścianę. Robiła mi się słabo. Nagle drzwi pokoju otworzyły się. Do mojej sypialni wbiegł Erick. Ukucnął przy mnie i złapał za rękę, chciał powstrzymać krwotok.
-Jezu, wiedziałem żeby cię nie zostawiać. Lekarza! Potrzebuję lekarza!- krzyczał.
-Dziękuję ci Erick- powiedziałam. Następnie widziałam tylko ciemność.

I oto następny rozdział, teraz postaram się dodawać szybciej kolejne rozdziały. 
Zauważyłyśmy, że spodobało się wam to, że zadajemy pytania. Więc doszłyśmy do wniosku, że na koniec każdego rozdziału będziemy zadawać jakieś pytanie, na które możecie odpowiadać.
Dzisiejsze pytanie jest takie:
Która przygoda najbardziej wam się podoba:
Jullie i Harr'ego
Litzy i Lou 
Lilly i Zayn'a 
także zapraszamy do komentowania i do udzielenia odpowiedzi :)
ps. mam nadzieję, że rozdział się podoba i zapraszam do polubienia:
http://www.facebook.com/pages/And-fall-into-my-arms-instead-One-Direction/327557470643854

4.27.2012

12 rozdział


Z perspektywy Lilly w tle
Spojrzałam na zegarek znajdujący się na mojej ręce. Za 5 minut miała wybić 4 i mogłam spokojnie wyjść z pracy. Dzisiejszego dnia nie było zbyt wielkiego ruchu. Siedząc przy kasie podeszła do mnie Mimi. Dla zabawy lekko walnęła mnie ścierką.
-I co jak się dzisiaj spisałam?- zapytałam, uśmiechając się.
-Mmm…- powiedziała, udając zastanowienie.- Myślę, że dobrze, ale oczywiście mogło by być lepiej-dodała w żartach.
-Oczywiście. Jutro się poprawie- rzekłam kiedy do Starbucksa wszedł Philippe. W jednej ręce trzymał deskorolkę, drugą miał pustą.
-Hej Mimi!- krzyknął, kiedy moja koleżanka znikała za drzwiami prowadzącymi na zaplecze. Ona odpowiedziała mu tylko ciche „siema”.
-Cześć-powiedziałam, gdy już stał przy kasie.- Znacie się?- zapytałam.
-Cześć młoda-odpowiedział.- Poznaliśmy się kiedyś na imprezie i robiłem jej ostatnio sesję zdjęciową.
Trochę się zdziwiłam, ale Philippe robił wielu dziewczynom zdjęcia.
-Chcesz coś z baru, czy możemy iść?- zapytałam gdy już wybiła 4.
-Ubieraj się i idziemy.
-A dzisiaj gdzie ?- spytałam, gdy wchodziłam na zaplecze.
-Dzisiaj idziemy pozwiedzać moje mieszkanie -powiedział, gdy znikałam za drzwiami. Philippe jest mi bliski. Nie zastąpi mi Litzy, Jullie czy Zayna, ale swoją osobą sprawia, że te dni nie są smutne. Na szarą koszulkę z motywem flagi amerykańskiej zarzuciłam czarny płaszczyk i wzięłam swój czerwony plecak z Vans’a. Na nogach miałam beżowe emu, czarne rajstopy i czerwone szorty. Zdjęłam jeszcze tylko swój firmowy fartuch i wyszłam. Mój kolega czekał na mnie na zewnątrz. Całą drogę do jego domu śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Philippe sprawiał, że zapominałam o młodszym bracie, który zapewne za mną tęsknił. O Litzy, która chciała wyleczyć się z nałogu. Wiedziałam, że kocha Louisa. Lecz ona boi się do tego przyznać. Boi się wystawić kawę na ławę. Woli wszystko rozegrać po swojemu. Philippe mieszkał niedaleko wieży Eiffla. Kiedy przekręcał kluczyk w drzwiach mieszkania, odwrócił się w moją stronę i powiedział:
-Witam w moim królestwie.
Otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą, tak jak to robią prawdziwi dżentelmeni. Na pierwszy rzut oka nic nie przykuwało uwagi, ponieważ znajdowaliśmy się w korytarzu który prowadził do różnych pokoi. Wszędzie wisiały zdjęcia. Głównie Paryża. Philippe zdjął mi kurtkę i powiesił na wieszaku, zaprowadził mnie do salonu. Jest to przestronne i jasne pomieszczenie z czarną, skórzaną kanapą pod jedną ścianą i fotelami do kompletu pod oknem i naprzeciw sofy, na środku stoi stół z dużą ilością gazet, głównie poświęcone fotografii. Na ścianie znajdują się  różnorodne obrazy i zdjęcia. Dywan jest biały, a wszędzie leżą kolorowe poduszki. W każdym kącie znajdują się różne aparaty. Najbardziej zaciekawiła mnie kolekcja różnokolorowych Polaroidów, które leżały na kilku półkach. Mój tata zajmował się fotografią i miał kilka aparatów. Każdy był inny, ale od najmłodszych lat podobały mi się takie. Do ręki wzięłam szaro-różowy polaroid. Spodobał mi się w nim kolor i obudowa. Obróciłam się w stronę Philipa i zapytałam:
 -Skąd masz ten aparat?
Stał blisko mnie, dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów.
-Kupiłem go w jednym z antykwariatów. Jest dobry, ale go w ogóle nie używam, ponieważ czasami na zdjęciach pojawia się w jakimś kolorze kreska.
-Śliczny jest-dodałam, odkładając aparat na półkę. Philippe wziął mnie za rękę. Nie wyrwałam się, ponieważ często mi tak robił. Traktowałam to jako przyjacielski gest. Mój przyjaciel zaprowadził mnie do swojej sypialni, było to średniej wielkości pomieszczenie w szarych odcieniach. Duże łóżko jest w stonowanych kolorach i podsunięte pod okno. Dwie, białe lampki znajdują się na parapecie. A przed legowiskiem znajduje się biurko, a na nim komputer oraz wielka kolekcja aparatów. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Usiadłam na łóżko. Philippe zrobił to samo. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Wszędzie wisiały zdjęcia.
-Skąd masz na to pieniądze?- spytałam.
-Czasem w pewnej w galerii sztuki pojawia się wystawa moich zdjęć. Płacą mi za to, a także pomaga mi mój dziadek.
-To fajnie, że masz wsparcie dziadka. Moi dziadkowie od strony mamy zmarli, a od ojca nie utrzymują z nami kontaktu. Nawet nie kupią Lucasowi lizaka na urodziny.
-Ale za to masz przyjaciółki, które kochają cię bardzo mocno. I masz też Nialla, Harrego, Liama, Louisa…- nie chciałam żeby dokańczał, bo wiedziałam, co zaraz powie.- Masz też Zayna, który właśnie w tym momencie do ciebie wydzwania.
Spojrzałam na ekran telefonu, który trzymałam w ręce. Nie czułam wibracji.
-Powinnaś odebrać-powiedział Philipe. – Powinnaś wreszcie dać mu znak życia i powiedzieć, że z tobą wszystko w porządku .
-Chyba masz rację-odpowiedziałam, kiedy Zayn znowu zaczął do mnie dzwonić.- Chyba już pójdę- dodałam, wstając. Stałam już w korytarzu i ubierałam kurtkę, kiedy przyszedł do mnie Philippe. W ręce trzymał szaro-różowy polaroid.
-Proszę, to dla ciebie- powiedział.
-Nie mogę tego wziąć- odpowiedziałam.
-Nie mamy o czym rozmawiać. Bierzesz go i mam nadzieję, że tobie się przyda bardziej niż mi.
-Dzięki- powiedziałam, przytulając go.- Do usłyszenia?- zapytałam, stojąc już w progu. Philippe kiwnął tylko głową, a ja zamknęłam drzwi. Do mnie nadal dzwonił Zayn, często tak robił, ale ja nie odbierałam. W końcu rezygnował z próby dodzwonienia się do mnie. Tym razem miało się to zmienić. Będąc już na zewnątrz zauważyłam, że pada mocny śnieg. „Fuck”, pomyślałam i zaczęłam iść. Odebrałam wreszcie telefon.
-Proszę Lilly odbierz. Proszę niech tym razem odbierze- słyszałam w słuchawce.- Kurwa czemu nie ma sygnału?- zapytał, sam do siebie. Ja się nie odzywałam. Najprawdopodobniej spojrzał na ekran i zaczął mówić.- Lilly? Jesteś tam?
-Tak- powiedziałam po ciuchu.
-Gdzie ty kurwa jesteś? Czemu wyjechałaś bez słowa? Czemu się z nami nie pożegnałaś? Czemu Litzy i twoja mama nie mówią mi gdzie jesteś? Czemu zostawiłaś tu wszystkich którzy cię kochają? Czemu zostawiłaś mnie?- zapytał. Ostatnie słowa wypowiedział ze smutkiem w głosie.
-Wszystko dobrze Zayn. Świetnie sobie radzę. Do zobaczenia- powiedziałam słodkim głosikiem. Rozłączyłam się. Do oczu napłynęły mi łzy. Kochałam go, kocham go i kochać będę. Lecz dla niego ważniejsza jest praca.

salon Philippe'a 
jego sypialnia
kolekcja polaroidów 
Dzisiaj mija miesiąc odkąd założyłyśmy bloga, chciałybyśmy was o coś zapytać i liczymy na szczere odpowiedzi:
1. Co wam się najbardziej podoba w naszym blogu?
2. Która postać kobieca przypadła wam najbardziej do gusty ?
3. Który rozdział lub jaki moment najbardziej wam się jak na razie podobał?
4. Co chcielibyście zobaczyć w następnych rozdziałach ?
5. Co wam się nie podoba w naszym opowiadaniu lub w całym blogu?
czekamy na komentarze:)
ps. nie zapomnijcie też wspomnieć czy podoba wam się rozdział :> 




4.25.2012

11 rozdział


Z perspektywy Litzy w tle
Od 28 godzin czuję się strasznie. Przez całą dobę ciągle coś robiłam. Chodziłam po mieszkaniu i znajdowałam różne ciekawe zajęcia. Oglądałam jakieś beznadziejne filmy, przeglądałam zdjęcia, posprzątałam  w swojej sypialni i zjadłam mały kawałek grzanki. Ale gdy zbliżała się 25 godzina mojego odwyku czułam się coraz gorzej. To wszystko był pomysł Lilly. Doradziła mi, bym odzyskała normalne życie, oprzytomniała i porozmawiała z Louisem. Następnie miałam zakończyć znajomość z Tommy'm. Od 3 godzin leżę na łóżku i patrzę się w sufit. Dochodzę do wniosku, że wiele mogłabym zmienić, że gdybym chciała to wiele sytuacji by się nie wydarzyło. Gdybym nie pokłóciła się z Jullie, może zadzwoniłaby do mnie i poinformowała mnie, że Harry ją zdradził. Może gdybym nie wściekła się na Lilly to by nie wyjechała. Może gdybym nie była ćpunką między mną i Louisem byłoby wszystko dobrze. Był mi bardzo bliski. Przy nim czułam się dobrze. Można powiedzieć, że to właśnie on sprawił, że nie chciałam brać. Że dla niego mogłabym wyjść z nałogu. Moje rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu. Nie miałam siły by po niego sięgnąć, ale osoba, która dzwoniła nie dawała za wygraną. Podparłam się na łokciach i sięgnęłam po telefon znajdujący się na szafce nocnej. Niestety nie widziałam wyraźnie, ponieważ kręciło mi się w głowie. Jakimś cudem odebrałam.
-Halo?- zapytałam cicho, ponieważ miałam sucho w gardle i nie mogłam nic powiedzieć.
-Litzy?! Co się z tobą dzieje?! Od dwóch dni nie dajesz znaku życia -powiedział zdenerwowany Louis.
-Louis?- zapytałam jakbym nie wierzyła, że to on.
-Litzy, co się z tobą dzieje?
-Po prostu źle się czuję-powiedziałam kładąc się na łóżko.
-Ile wzięłaś?- zapytał, wkurzony.
-Właśnie w tym problem,  że nic nie brałam. Jestem czysta- odpowiedziałam. Wypowiedzenie tych paru słów sprawiło, że się zmęczyłam. Było ze mną coś nie tak.
-Litzy, zaraz będę u ciebie.
-Nie trzeba, poradzę sobie-odpowiedziałam. Złapałam się za czoło. Było rozpalone. Przynajmniej mi się tak wydawało.
-Nie ważne, i tak zaraz będę- powiedział Louis i się rozłączył. Przykryłam się kołdrą, ponieważ przeszły mnie dreszcze. Zamknęłam oczy. W głowie nadal mi się kręciło. Widziałam twarz Jullie, która była uśmiechnięta. Odchodziła z Harrym za rękę. Miała mnie głęboko gdzieś. Widziałam też Lilly, która była szczęśliwa w Paryżu. Na sam koniec pokazała mi się Louis, który szedł w kierunku Eleanor. Gdy już się przy niej znalazł objął ją i się pocałowali. Ten widok zabolał mnie najbardziej.
-Litzy!- zaczął krzyczeć Louis.- Gdzie jesteś?
-Tutaj-odpowiedziałam cicho. Nie wiem czy usłyszał. Wpadł do mojej sypialni. Gdy mnie zobaczył podbiegł do łóżka. Lekko mnie szturchnął i zapytał:
-Wszystko dobrze?
-Idź do Eleanor- powiedziałam cicho.- Ona na pewno będzie szczęśliwa.
-Co ty pierdolisz?- zapytał.- Nie jestem z żadną Eleanor. Skończyłem z nią przecież.
-Widziałam, przecież jak się całujecie. Jak ją przytulasz.
Louis odwrócił mnie w swoją stronę.
-Otwórz oczy-powiedział. Nie zrobiłam tego, o co mnie prosi.- Litzy, zrób to.
Otworzyłam oczy i moją uwagę przykuła bordowa bluza z kapturem. Zawsze ją lubiłam.
-Jezu, jak ty wyglądasz -powiedział. Wziął mnie na ręce. Miałam na sobie jakąś luźną bluzkę, czarny stanik i bokserki. Nie kontaktowałam co się ze mną dzieję. Tomlinson zaniósł mnie do łazienki.  Gdy już się tam znaleźliśmy, kazał mi usiąść przy ścianie. Oparłam się i tak leżałam. Zaczął napuszczać wodę do wanny. Podszedł do mnie i zdjął ze mnie bluzkę, stanik i majtki. Rzucił to wszystko w kąt. Z powrotem wziął mnie na ręce i włożył do wanny. Ja tylko siedziałam i nic nie mówiłam. Letnia woda sprawiła, że przestałam odczuwać drgawki. Louis namoczył gąbkę i zaczął myć mi plecy, brzuch, nogi. Następnie umył mi włosy. Kiedy skończył z powrotem ubrał mi stanik i bokserki. Nie założył za to mojej bluzki, tylko narzucił na mnie swoją bordową bluzę. Już normalnie stałam, ale nadal było mi słabo. Mój przyjaciel złapał mnie za rękę i zaprowadził do kuchni. Posadził mnie na krześle i zaczął przeszukiwać szafki. Zaglądał do każdej i i wyjmował z niej wszystko co się znalazło. Przy jednej zatrzymał się na dłużej. Odwrócił się do mnie i pokazał mi duży woreczek z zielonobiałymi i żółtymi pastylkami.
-Mówiłaś, że jesteś czysta-powiedział smutny. Myślał, że go okłamywałam.
- Nie wiedziałam, że to tu jest-odpowiedziałam wstając z krzesła. Chciałam podejść do Louisa i zabrać opakowanie,  ale on pobiegł do łazienki. Podążyłam szybko za nim, ale nie zdążyłam nic zrobić, ponieważ wszystko wsypał do muszli i spłukał. Odwrócił się w moją stronę. Widział, że bardzo tego chciałam.
-To dla twojego dobra-powiedział podchodząc i przytulając mnie.
-Wiem, Louis-powiedziałam, wtulając się w jego ramię. Poszliśmy do kuchni, gdzie on w mikrofali odgrzał jakiś makaron. Czułam się coraz lepiej, jednak nadal wyglądałam mizernie. Zjadłam więcej niż poprzednio. Kiedy skończyłam Louis zapytał się mnie:
-Chcesz z tym skończyć?
-Nie skończę z tym od razu, ale chcę zacząć brać mniej, a później już z tym skończyć- powiedziałam, na końcu ziewając.
-Chodź, pójdziesz się przespać.
Poszliśmy do mojej sypialni. Położyłam się na łóżko. Louis chciał odejść, ale powiedziałam:
-Zostaniesz ze mną, aż usnę?
-Pewnie-odpowiedział, kładąc się obok mnie. Leżeliśmy blisko siebie. Zamknęłam oczy. Ostatnie co usłyszałam to były słowa Louisa:
-Zostanę z tobą na zawszę. Kocham cię Litzy.

4.22.2012

10 rozdział


Z perspektywy Jullie
Siedziałam na miękkim fotelu znajdującym się w gabinecie pani Isabell. Ciągle patrzyłam przez wielką szybę, po której spływały płatki śniegu. Na dworze było szarawo. Dzisiaj mijają równe trzy tygodnie, odkąd znajduję się w szpitalu. Od samego początku widziałam się tylko z Litzy. Siedziałam po turecku. Na nogach leżał mój otwarty pamiętnik, a rękaw długiej niebiesko-czerwonej koszuli w kratę obciągałam, by zakryć blizny. Moja terapeutka mówiła coś do mnie, lecz ja nie zwracałam na nią uwagi, ponieważ moją uwagę przykuł kawałek nitki wystającej z czarnych legginsów. Złapałam ją w palce i chciałam już pociągnąć, kiedy zawołała mnie pani Simpson:
-Jullie, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Tak- odpowiedziałam, wyrwana z rozmyślań. Kobieta spojrzała na mnie, a ja dodałam- No dobra, nie.
-Dzwonili przed chwilą z obsługi. Masz gościa.
-Znowu Litzy?- zapytałam, jakbym miała nadzieję, że będzie to ktoś inny. Że tym kimś będzie Harry.
-Nie, tym razem nie zdążyła- powiedziała, uśmiechając się. Wzięłam do ręki swój pamiętnik i wstałam z fotela. Kobieta wyprowadziła mnie z swojego gabinetu. Skierowałyśmy się do pokoju znajdującego się naprzeciwko jej gabinetu. Było to duże pomieszczenie, gdzie stały fotele, kanapa, stół, a na przeciwległej ścianie było wyjście do ogrodu. To było miejsce dla pacjentów i ich odwiedzających. Pani Isabell otworzyła drzwi, a ja zobaczyłam mężczyznę ubranego w wytartą koszulę w kratę. Moją uwagę przykuły blond włosy. To był mój tata. Spojrzał na mnie, gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi. Wstał, a ja podbiegłam do niego. Musiał się trochę zgarbić, ponieważ był o wiele wyższy ode mnie. Zaczęłam mu płakać w ramię. Nie miałam z nim kontaktu od trzech tygodni. Odkąd przyłapał mnie na cięciu się. Staliśmy wtuleni. Kiedy odsunął mnie od siebie, otarł jedną z łez i powiedział:
-Nie płacz, bo rozmażesz sobie makijaż.
-Tato, nie jestem pomalowana - odpowiedziałam, wycierając policzki dłońmi. Spojrzałam na jego twarz. Widać było, że mój tata jest wykończony. Pod jego brązowymi oczami znajdowały się sińce, miał także dwudniowy zarost. Usiedliśmy na kanapie. Siedziałam naprzeciwko niego. Uśmiechnęłam się do taty i spytałam:
-Czemu mamy nie ma? Rodzice przecież mogą przychodzić razem.
-Wiesz jak to z mamą- odpowiedział.- Ale mam dla ciebie list od niej.
Wyjął z kieszeni złożoną w pół kopertę. Wręczył mi ją.
-Przeczytam później- powiedziałam.
-A jak się trzymasz?- zapytał. Uśmiechnął się. Przysunęłam się do taty, który objął mnie ramieniem. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Słyszałam jak bije jego serce.
-Nie wiem sama- odpowiedziałam. Mój tata złapał moją lewą rękę i podwinął rękaw koszuli. Przy nadgarstku zobaczył biały bandaż, na którym znajdowały się zaschnięte fragmenty krwi.
-Czym tym razem dzisiaj?!- zapytał, podnosząc głos. Lecz nie pozwolił mi dokończyć.- Juliette Alice Moore, nie po to tutaj jesteś by dalej się ciąć. Możemy spokojnie zabrać cię do domu gdzie będziesz robiła to samo. Gdzie przy każdej możliwej okazji będziesz podcinać sobie żyły, aż w końcu popełnisz samobójstwo. Może wtedy zrozumiesz, że ten cham Harry nie jest tego wart. Zrozum Jullie, że wraz z matką chcemy ci pomóc.
Do moich oczu napłynęły łzy. Zawsze tak miałam gdy ktoś wspominał o Harrym.
-Z matką?! Z matką chcecie mi pomóc?!- krzyknęłam, płacząc.- Ona każdego dnia jest pijana, od 5-6 lat nie interesuje się mną i tym co robię. A ty?!- krzyknęłam do ojca.- Ciągle gdzieś wyjeżdżasz, masz jakieś spotkania biznesowe. Gdzie byłeś, gdy w wieku 13 lat opiekowałam się pijaną matką, która ledwo stała? Gdzie byłeś, gdy złamałam rękę? Gdzie byłeś, gdy odbierałam moje najlepsze świadectwo? Gdzie byłeś, w czasie wakacji?! Powiedzieć ci?! Załatwiałeś sprawy służbowe! A wiesz co jest najlepsze?! Kiedy zaczęłam się ciąć byłeś w kuchni. W pokoju obok. Ale bardziej ode mnie interesowała cię praca. Gdyby nie Litzy, Lilly, Niall, Liam, Louis i Zayn nie dawałabym sobie rady z tym wszystkim. Harry też mi pomagał. Bardzo dużo mi pomógł. Każdego wieczoru, gdy wracaliśmy wchodził do domu i pomagał opiekować mi się matką, bo ciebie nie było! Bo ty musiałeś gdzieś wyjechać! Co noc leżał przy mnie, aż nie usnęłam. Każdego ranka budził mnie pocałunkami. Wybaczyłabym mu tą zdradę i to już zrobiłam, ale on o tym nie wie. Kiedyś mu może powiem. Kiedy mnie stąd wypuszczą. Jeszcze siedzę w czterech ścianach 24h na dobę. Wiesz jak to jest, gdy ktoś zabiera ci twoje największe szczęście? Ja wiem… Zabraliście mnie od przyjaciół. Od osób które naprawdę mnie kochały. Którym naprawdę na mnie zależy. Nawet Lilly, która jest w pieprzonym Paryżu dzwoni do mnie! Opowiada mi co tam jest u niej! Niall , Louis i reszta chłopaków opowiadają mi każdego dnia jak to jest na koncertach. Jak cieszy ich widok szczęśliwych fanek!- krzyczałam, płacząc. Byłam oparta o ścianę. Gdy skończyłam mówić zjechałam po niej i zaczęłam płakać. Mój ojciec podbiegł do mnie i mnie przytulił. Siedzieliśmy tak chwilę, bujając się w przód i tył. Tata co chwilę powtarzał „Cii, spokojnie”. Kiedy się już uspokoiłam mój ojciec rzekł:
-Jullie już dobrze. Wiem, że nie poświęcałem ci za wiele czasu, ale robiłem to wszystko dla twojego dobra. Wiesz, że u nas pracuję tylko ja. Chciałem zapewnić ci wszystko,co miały twoje przyjaciółki. Najlepsze telefony, ciuchy najlepszych projektantów, masę zagranicznych wyjazdów i nie wiem co jeszcze. Chciałem,byś była szczęśliwa.
 -Tato-powiedziałam spoglądając na niego.- Nie to daje mi szczęście. Szczęście daje mi chwila z tobą. Nawet taka, w której się kłócimy.
On znowu mnie przytulił. Następnie wstał z ziemi i wyjął z wielkiej torby misia. Dużego, pluszowego misia w kolorze jasno brązowym. Dostałam go od rodziców yła to Przytulanka z która kojarzyła mi się z dzieciństwem. Nie wyrzuciłam jej tak jak reszty. Zostawiłam go sobie. Harry lubił się zawsze nim bawić. Znowu się rozpłakałam. Tata wręczył mi Fredd’iego do ręki. W tym czasie do pokoju weszła pani Simpson i powiedziała:
-Niestety, ale musi już pan iść.
-Dobrze- odpowiedział. Ubrał skórzaną kurtkę i na ramię włożył torbę.- Czy Jullie będzie mogła spędzić święta z rodziną?- zapytał mojej lekarki.
-Niestety, jest ona jedną z pacjentek, które muszą zostać. Przykro mi- odpowiedziała. Spojrzałam na tatę błagalnym wzrokiem, niestety po jego minię widziałam, że nic nie może zrobić. Reguł przecież nie zmieni. Podszedł do mnie, pocałował mnie w czoło i powiedział:
-Kaczuszko, muszę wyjechać, ale dzwoń jak będziesz miała ochotę zawszę odbiorę.
I opuścił gabinet. Pani Isabell spojrzała na mnie i powiedziała:
-Jak chcesz posiedź tu jeszcze chwilę. Za chwilę przyjdę po ciebie.
Zamknęła drzwi pokoju. A ja usiadłam na kanapę. Misia którego trzymałam w ręce, położyłam obok siebie. Do ręki wzięłam list, który napisała mi mama. Otworzyłam go i zaczęłam czytać.
„Droga Jullie
Wiem, że cię w wielu sprawach zawiodłam. Że tak naprawdę nigdy nie byłam przy tobie. Niestety, po śmierci twojego dziadka, a mojego taty moje życie zmieniło się o 360 stopni. Wiem, że chciałabyś bym była jak mama Litzy lub Lilly. Niestety, jestem jaka jestem. Mam nadzieję, że do twojego powrotu zdoła wyleczyć się z mojego nałogu i znowu wszyscy będziemy szczęśliwą rodziną. Bez większych problemów. Kocham Cię i mam nadzieję, że szybko do nas wrócisz. ~Mama.”
Gdy skończyłam czytać list położyłam się i zaczęłam płakać. Nie wiedząc kiedy usnęłam.

list 
miś Jullie



4.20.2012

9 rozdział


z perspektywy Lilly
Szłam ulicami Paryża. Co chwilę mijałam przechodniów, którzy zawzięcie ze sobą rozmawiali. Jedni podziwiali uroki tego miasta, a inni złościli się, że pada śnieg. Znalazłam się niedaleko wieży Eiffla i zaczęłam szukać Starbucks’a. Kawiarni, w której umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną.  Wyjęłam z czarnej torebki swojego białego iPhone’a i spojrzałam na zapisany w telefonie adres.
-To tutaj- powiedziałam do siebie. Obróciłam się wokół własnej osi i zatrzymałam się, bo moją uwagę zwrócił zielony napis.- O, jest - powiedziałam. Schowałam swój telefon i weszłam do środka. W Starbucks’ie panował mały tłok. Co chwilę jakaś kelnerka przynosiła pojedynczym klientom kubek i ciasto. Oni się uśmiechali i grzecznie dziękowali. Podeszłam do kasy i za lady wyłoniła się kobieta, o ciemnym, rudym kolorze włosów. W uszach miała tunele.
-Dzień dobry- powiedziała do mnie po francusku. Na szczęście ten język miałam dobrze opanowany.- W czym mogę pomóc?
-Jestem Lilly Russell. Umówiłam się na rozmowę z panem Laroche- odpowiedziałam. Kobieta wytarła rękę w fartuszek i mi ją podała.
-Miło mi, Mimi Leferve. Już wołam szefa - powiedziała i zniknęła za drzwiami. Po chwili z Mimi pojawił się mężczyzna w podeszłym wieku.
-Proszę- wskazał ręką na tył kawiarni. Usiedliśmy przy jednym ze stolików.
-Dzień dobry, jestem Lilly Russell.
-Tak, tak- powiedział pośpiesznie.-Powiedz ile masz lat, skąd jesteś, gdzie się uczyłaś.
-No to mam 17 lat, jestem z Londynu, a uczyłam się w Queen Ethelburga's College.
-Nie pozostał ci jeszcze rok nauki?- zapytał, przyglądając mi się znad okularów.
-Tak, ale z powodów osobistych musiałam opuścić swoje rodzinne miasto i przyjechać tutaj.
-Widzę, że dobrze posługujesz się językiem francuskim. To zrobimy tak- powiedział splatając ręce.- Od jutra zostaniesz przyjęta na okres próbny jako kelnerka. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, będziesz miała tą pracę. A jeśli nie, to niestety, będziemy musieli powiedzieć ci do widzenia.  Zrozumiane?- zapytał, ale nie poczekał na odpowiedź.- To jutro widzimy się o 9. Mimi!- krzyknął do swojej pracownicy, która po chwili stanęła przy nim.- Jutro będziesz pomagała Lilly. Masz jej też wszystkiego nauczyć i pilnować. Jeśli zrobi coś źle, masz mi to od razu zgłaszać- powiedział do rudowłosej i odszedł z stolika. Mimi usiadła na jego miejscu, uśmiechnęła się i powiedziała:
-To powodzenia życzę i widzimy się tu równo o 9.
Poszła w ślady za swoim szefem i odeszła od stolika. Wzięłam na ramię swoją torbę i wyszłam z lokalu. Skierowałam się w stronę wieży Eiffla, gdy po chwili ktoś na mnie wpadł. Niestety, upadłam na ziemię.
-Dzięki- powiedziałam z sarkazmem. Chłopak spojrzał na mnie i poznałam, że był to Philippe . On uśmiechnął się i pomógł mi wstać.
-Czemu nie zadzwoniłaś?- spytał, kiedy otrzepywałam spodnie ze śniegu.
-Nie było czasu. Musiałam wszystko sobie uporządkować, poszukać pracy itp.- Spojrzałam, że na plecach miał nałożony plecak, a do niego przyczepiona była deskorolka.- Jeździsz?- spytałam.
-Tak- odpowiedział. Przez chwilę staliśmy i oboje byliśmy zmieszani. Po chwili on zaproponował:
-A może pokazać ci Paryż?
-Pewnie -odpowiedziałam po chwili zastanawiania. Chłopak wskazał ręką w kierunku wieży i zaczęliśmy iść. Całą drogę rozmawialiśmy, on opowiadał mi o sobie, swoich zainteresowaniach. Dowiedziałam się, że od 4 lat jeździ na deskorolce i podobno mu to wychodzi. Poinformował mnie również, że interesuje się fotografią, a w swoim domu ma kolekcję najróżniejszych aparatów i, że jeśli kiedyś będę miała ochotę to mogę wpaść i je zobaczyć. Philippe opowiedział mi także o tym, że gdy miał 6 lat jego ojciec zmarł na misji w Afganistanie, a wtedy mama przestała normalnie funkcjonować. Musiał zamieszkać z dziadkami. Bardzo ich kocha i zawdzięcza im wszystko, ale kiedy miał 17 lat i jego babcia zmarła na zawał serca, postanowił zamieszkać sam. W każdą niedzielę odwiedza swojego dziadka Thaddée. Opowiedziałam mu także o sobie. O moim ojcu, który zostawił mojego brata, mamę i mnie dla innej kobiety. Powiedziałam mu także o Jullie, która od 12 roku życia okalecza się i, dopiero po około 5 latach jej ojciec zobaczył co ona sobie robi. Wspomniałam także o Litzy, która bardzo mnie wspierała. Oczywiście, ominęłam to, że od 2 lat jest narkomanką. Kiedy znaleźliśmy się na znanej dzielnicy Montmartre usiedliśmy na schodkach i obserwowaliśmy artystów, malujących portrety zwiedzających. Przyglądałam się pewnej młodej parze. Ona była drobną, brązowowłosą dziewczyną ,opatulona była skórzaną, czarną kurtką oraz beżowym kominem. Najprawdopodobniej nie była przyzwyczajona do minusowych temperatur, ponieważ miedzianowłosy chłopak, ocierał rękami jej dłonie. Pasowali do siebie. Przypominali mi oni poniekąd Harrego i Julli. On tak samo, jak nieznany mi mężczyzna, bardzo opiekował się swoją dziewczyną. Niestety, mój były przyjaciel złamał jej serce. Dziewczyna stanęła na palcach i pocałowała swojego partnera w usta. On odwzajemnił jej pocałunek. Gdy skończyli złapali się za ręce i podążyli w głąb dzielnicy. Spojrzałam na Philippe. W ręku trzymał lustrzankę firmy Nikon. Odruchowo zasłoniłam twarz. Zawsze tak robiłam, ponieważ nie lubiłam zdjęć z zaskoczenia. Mój kolega uśmiechnął się i powiedział:
-Nie zasłaniaj się. Ładnie wychodzisz na zdjęciach- pokazał mi ekranik aparatu. Zobaczyłam tam siebie. Głowę miałam odwróconą. Najprawdopodobniej robił mi zdjęcie, gdy przyglądałam się zakochanej parze.
-Pytałem się ciebie, czy mogę zrobić ci zdjęcie, ale byłaś zamyślona i mi nie odpowiedziałaś. Więc wyjąłem aparat i zacząłem robić zdjęcia. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe- powiedział, uśmiechając się i pokazując przy tym swoje idealnie ułożone zęby. Podobał mi się jego uśmiech.
-Nie- odpowiedziałam, poprawiając grzywkę. Wyjęłam swojego iPhone’a i spojrzałam na wyświetlacz. Były 3 nie odebrane połączenia. Jedno od Zayna, a dwa od Litzy. Już trochę czasu minęło odkąd ostatnio z nią rozmawiałam. Wstałam, Philippe zrobił to samo. W ręku nadal trzymał swój aparat. Przytuliłam go i powiedziałam:
-Muszę już iść.
-Mam nadzieję, że teraz się odezwiesz. Muszę porobić ci jeszcze jakieś zdjęcia. Nadajesz się- odpowiedział.
-Odezwę się. Na pewno - powiedziałam i odeszłam od chłopaka. Wykręciłam, tak dobrze znany mi numer. Moja przyjaciółka odebrała telefon. Nic nie powiedziała. Wiedziałam co jest.
-Po prostu pomyśl o tym, że nadal cię kochamy. Że Louisowi na tobie zależy. Niall, Harry, Zayn i Liam cię nie opuszczą. Żadne z nas cię nie opuści- powiedziałam do przyjaciółki.
-Ale Louis już to chyba zrobił.

Montmartre 

Mimi Leferve
wzrost: 176 cm
kolor oczu: brązowy
kolor włosów: mocny rudy
kolor cery: jasna
rodzice: mieszka sama, ale spotyka się z rodzicami
data urodzenia: 3 lipca 1991 roku
praca: w Starbucks jako kelnerka i sprzedawczyni
charakter: spontaniczna, miła, pomocna, czasem doradzi, kiedy trzeba pokaże pazurki, lubi sobie imprezować,

http://www.youtube.com/watch?v=ZvNqM65OtiY&feature=plcp&context=C4d5f963VDvjVQa1PpcFPpufeaN1kDqjA9U6DoWJ1fKpOg6gDnW_g= zapraszam do oglądania i komentowania :)



4.13.2012

8 rozdział


Z perspektywy Litzy

Obudziło mnie lizanie psa.
-Drugy odejdź. Daj mi spać - powiedziałam do zwierzaka, ale on się nie poddawał. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że nad moją twarzą znajduje się słodki pysk beagle’a. Leżałam na ziemi w samym staniku i majtkach, przykryta tylko kocem. Tommy leżał na łóżku w samych bokserkach. Na policzku napisane miał „Slut” czyli „Dziwka”. Chyba ostro się wczoraj bawiliśmy. Wstałam z podłogi i wzięłam do ręki pustą miskę psa, którą zapewne mi przyniósł. Wyszłam z pokoju Tommy’ego i skierowałam się na korytarz. Zobaczyłam na nim Jay’a, który spał przytulony do butelki z wodą. Ominęłam go, a Drugy zrobił to samo. W mały saloniku, na fotelu spała Alice, na ziemi leżał Andy i Alex, którzy byli wtuleni w siebie. Sofę zajmował Mike, a przy nim leżał Willy. Ominęłam parę przytulających się osób i weszłam do kuchni, połączonej z salonem. Pod stołem leżała w staniku i bokserkach Diana, a pod lodówką spał Peter. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej karmę dla szczeniaka. Nasypałam ją do miski i położyłam przy ścianie. Drugy od razu zaczął z niej jeść. Pogłaskałam go i zaczęłam rozglądać się po kuchni. Na stole leżało wiele pustych butelek po alkoholu.
-Pff… Ja tego sprzątać nie będę - powiedziałam na głos i wróciłam do sypialni Tomma, w której on dalej spał. Podeszłam do stolika nocnego i spojrzałam na wyświetlacz. Dostałam wiadomość od Lou. „Chwilę po 10 jestem u Ciebie, musimy pogadać”. Spojrzałam na godzinę. 9.56. Szybko zaczęłam szukać po pokoju swojego czarnego, długiego swetra wkładanego przez głowę. Kiedy go znalazłam szybko go włożyłam i zaczęłam rozglądać się za bordowymi rurkami. Spojrzałam na drzwi i zauważyłam, że wiszą na klamce. Ubrałam je i zabierając telefon ze stolika i pobiegłam do frontowych drzwi. Spojrzałam jeszcze w lustro i zobaczyłam, że mój makijaż był całkowicie rozmazany a włosy nierozczesane. Związałam je szybko w kucyka i ubrałam czarne emu, bordowy komin i kurtkę na snowboard. Wybiegłam z mieszkania i całą drogę nie zwalniałam. Musiałam zdążyć przed Louisem.  Lecz niestety, nie pozwalało mi na to zmęczenie i głód. Narkotykowy głód. Od kilku pierwsza. Rzuciłam na kanapę w salonie kurtkę i komin i poszłam do swojej sypialni.  Zastałam tam Louisa, siedzącego na moim łóżku.
-Cześć- powiedział, gdy stanęłam w progu.
-Hej- powiedziałam siadając na krześle, które stało przy biurku.
-Gdzie byłaś?- zapytał. Zaczął bawić się swoimi palcami. Robił tak samo jak Jullie, gdy się denerwował.
-A tak się przeszłam - skłamałam.
-Nie kłam Litzy. W tych samych ciuchach byłaś wczoraj. Nie pamiętasz już, jak spotkałem ciebie, tego chłoptasia Tomma i innych ludzi?
-Nie, nie pamiętam - odpowiedziałam. Miałam pustkę. Widziałam tylko niektóre fragmenty z wczorajszego dnia. Gdy szliśmy ulicą, a ja ledwo co stałam. Moment gdy w mieszkaniu Tomma zaczęliśmy się całować. Następnie pamiętałam jak zdejmuje mi spodnie i bluzkę. Ostatnią rzeczą, jaka utkwiła mi w głowie to napis, który robiłam mazakiem na policzku mojego kolegi.
-No tak. Alkohol i narkotyki uderzyły do główki – powiedział ironicznie, podnosząc się z łóżka.
-Jakie nark…- nie dokończyłam, bo mój przyjaciel mi przerwał.
-Litzy nie udawaj głupiej!- zaczął podnosić ton, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Sięgnął do tylniej kieszeni  śliwkowych spodni i wyjął z nich przezroczysty woreczek, w którym znajdowały się kolorowe tabletki. Trzymał mi go przed oczyma.- Mogłaś powiedzieć, że bierzesz. Myślisz, że co?! Zostawiłbym cię!? Przestał się tobą interesować?! Zrozum Litzy, że nie potrafię! Chcę ci pomóc. Naprawdę, ale musisz pozwolić sobie pomóc.
- Mi się nie da pomóc!- wrzasnęłam wstając. Zabrałam Lou dragi i schowałam je do kieszeni.- Od dwóch lat jestem narkomanką!
-Ale wiem, że nie brałaś. Ostatnio byłaś prawdziwą sobą. Ten Tommy cię zmienia. Kim on w ogóle jest?!
-Kolegą! - wrzasnęłam. Staliśmy blisko przy sobie, nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
-Kolegą?! Pff… Jasne. Nie miałaś z nim kontaktu przez 4 miesiące -jego oczy, przyglądały mi się.
-Bo zapomniałam o nim - szepnęłam.
-Właśnie. Zapomniałaś o nim. Przypomniał ci się dopiero, gdy w twoim życiu zaczęło dziać się coś złego. Gdy straciłaś nad wszystkim kontrolę.  Mogę ci pomóc Litzy. Przy mnie zapomnisz o tym, że brałaś. Zapomnisz o nim.
-Ale ja nie potrafię – odpowiedziałam cicho spoglądając w ziemię.
-Jeśli chcesz, to potrafisz - odpowiedział. Przytulił mnie, a ja oparłam głowę o jego ramię.
-A co, jeśli ja nie chcę - powiedziałam.
Louis odsunął się ode mnie i powiedział:
-Jeśli nie chcesz to nie wiem jak ci pomóc - spojrzałam na jego twarz. Z oczu leciały mu łzy.- Bierz dalej, pogrążaj się. Ale gdy zrozumiesz, że Tommy cię tylko wykorzystuje, pamiętaj, że nie każdy będzie na twoje zawołanie. Lilly już cię zostawiła. Jullie zapewne znajdzie sobie nowych przyjaciół, którzy ją rozumieją. A ja? Ja po prostu o tobie zapomnę. Będziesz sama, pochłonięta nałogiem. Zatracisz się i skończysz gdzieś w rowie- powiedział i wyszedł z mojego mieszkania. Gdy usłyszałam trzask drzwi, krzyknęłam:
-Wal się, Tomlinson!
Zdjęłam z siebie swoje ciuchy i poszłam wziąć szybki prysznic. Kiedy skończyłam ubrałam czerwoną koszulę, bordowe rurki, czarny obcisły sweter przez głowę i tego samego koloru Conversy. Włosy wysuszyłam, a następnie pomalowałam się. Ubrałam na siebie jeszcze skórzaną, czarną kurtkę i opuściłam mieszkanie. Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i kazałam kierowcy jechać. Gdy byliśmy na miejscu dałam mu wyznaczoną sumę i weszłam po schodach. Zadzwoniłam dzwonkiem i otworzył mi chłopak z brązowymi, nastroszonymi włosami, lekkim zarostem i podkrążonymi brązowymi oczami.
-Cześć słoneczko - powiedział, wypuszczając dym z buzi. Podeszłam do niego bliżej i zaczęłam go całować. On to odwzajemnił.
-Masz dragi? – szepnęłam mu do ucha, lekko je przygryzając i trzymając ręce w jego włosach.
-Ja bym nie miał?- odpowiedział z drwiną w głosie. Wepchnęłam go w głąb mieszkania. Nogą zatrzasnęłam drzwi, a Tommy zaczął zdejmować ze mnie ciuchy.

Drugy- pies Tommy'ego
salon Tommy'ego
jego kuchnia
sypialnia Tommy'ego
bałagan po imprezie

Tom Hill
wzrost: 193 cm
kolor oczu: brązowy
kolor włosów: brązowy
kolor cery: jasna
rodzice: od kilku lat mieszka sam
data urodzenia: 23 stycznia 1990
wiek: 22 
praca: sprzedaje narkotyki, utrzymuje się głównie z tego, czasem pójdzie do tymczasowej pracy
charakter: dla tych których nie zna jest wredny, niesympatyczny. dla niektórych trochę miły, czasem pomocny, ale i tak zawsze jest samolubny. 



4.09.2012

7 rozdział


Z perspektywy Jullie

Obudziły mnie promienie słońca. Podniosłam się i zobaczyłam, że moja współlokatorka jeszcze śpi. Z natury jest blondynką, ale teraz ma niebieskie włosy i różowe końcówki. Niestety, nie znam jej prawdziwego imienia, ponieważ każdego dnia wybiera sobie inne nazwisko jakieś piosenkarki lub aktorki. Wydaje się żywą i radosną osobą, lecz jest anorektyczką i samo okalecza się. Wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Na dworze było jasno, ponieważ przez całą noc padał śnieg. Dotknęłam ręką szyby, a po moim policzku zaczęła płynąć łza. Nie pozwalano nam opuszczać zimą budynku,  a ja bardzo tęskniłam za świeżym powietrzem.
-Sama sobie na to zapracowałaś- powiedziałam do siebie szeptem.- Wiedziałaś, że w końcu ktoś cię przyłapie.
Odwróciłam się i podążyłam do szafy z ubraniami. Część należała do mnie, a druga do mojej współlokatorki. Wybrałam szarą bluzę z kapturem przez głowę, niebieskie luźne dresy i czarne Conversy. Włosy związałam w kucyk. Podeszłam do swojej szafki nocnej, która znajdowała się przy łóżku i wyjęłam z szuflady swój pamiętnik, bez którego ostatnio w ogóle się nie ruszam. Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Nie zauważyłam ani jednego pacjenta. Widziałam tylko krzątającą się przy biurku pielęgniarkę. Kobieta spojrzała na mnie. Poznałam, że to Maggie, drobna staruszka, miała jakieś 60 lat. Podeszła do mnie, uśmiechnęła się i się spytała:
-Jullie, spać nie możesz? Przecież jest dopiero ósma.
-Wyspałam się, więc wstałam. Mogę pójść na śniadanie?- spytałam, uśmiechając się do niej.
-Pewnie. Tylko uważaj na siebie.
Kobieta, ponownie zaczęła coś robić przy swoim biurku, a ja podążyłam długim korytarzem w stronę schodów. Ściany są koloru jasno niebieskiego, a podłoga pokryta jest włochatym, białym dywanem. Po obu stronach znajdują się sypialnie dziewcząt. Schody, prowadziły na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się pokoje mężczyzn. Jadalnia, gabinety psychologów, rejestracja oraz sale rekreacyjne znajdują się na parterze. Gdy weszłam do stołówki, kilka osób już siedziało przy stolikach. Jedną z nich była pani Isabell, która starała się mi pomagać. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i pomachała. Zrobiłam to samo i usiadłam do stolika, który był mi wyznaczony. Stoły były okrągłe, przeznaczone dla pięciu osób. Jedzenie zawsze było przynoszone przez kucharki lub lekarzy. Sala była duża i znajdowało się w niej duża liczba miejsc siedzących. Moje miejsce jest zaraz obok psychologów, z innymi osobami samo okaleczającymi się. Dlaczego zaraz przy lekarzach? Ponieważ muszą nas pilnować, czy przypadkiem nie podcinamy sobie żył nożem, widelcem lub nie wiadomo czym jeszcze.  Usiadłam przy stole. Na szczęście był już nakryty więc długo nie czekałam na jedzenie. Zrobiłam sobie kanapkę i zaczęłam nalewać herbatę do kubka. Niestety troszeczkę wylałam, ponieważ przestraszyła mnie moja współlokatorka.
-Cześć!- krzyknęła siadając naprzeciwko mnie. Miała na sobie biały T-shirt ze słońcem, krótkie, niebieskie spodenki w kratkę oraz kolorowe, grube skarpetki. Lewy i prawy nadgarstek miała obwinięty bandażem. Ja miałam tylko lewy.
-Cześć - odpowiedziałam, wycierając stół serwetką.- Jak się dziś nazywasz? - spytałam biorąc do ręki kanapkę.
-Adele. Wiesz, ona jest taka… No wiesz… Mądra!
- Mhm.. - powiedziałam gryząc kanapkę. Do stołówki wchodziło coraz więcej osób. Spojrzałam na drzwi i zobaczyłam swojego kolegę, Ericka. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Swoje blond włosy miał nastroszone, a ubrany był w obcisłą, koszulę w czarno-białą kratę, bordowe rurki oraz czarne Vansy. Różnił się od innych chłopaków, ponieważ jako jedyny chorował tutaj na mnóstwo fobii. Erick jest też gejem. Dokończyłam kanapkę i spojrzałam na „Adele”. Na talerzu miała mały kawałek chleba.
-Będę tu z tobą siedziała, aż tego nie zjesz -powiedziałam stanowczo.
-Muszę?- spytała ze słodką miną szczeniaczka.
-Tak, chyba, że chcesz pójść na układ. Nie zjesz śniadania, ale za to zjesz duży obiad.
-Dobra, dobra. Już jem - wzięła do ręki kawałek chleba i zaczęła go jeść.
Trochę jej to zajęło, ale gdy skończyła podziękowała mi i skierowała się do pokoju zabaw. Ja wzięłam ze stołu swój pamiętnik i podążyłam z powrotem na drugie piętro. Przy biurku siedziała Maggie i uzupełniała coś w papierach. Na korytarzu nikogo nie było. Zapewne albo siedzieli u siebie w sypialniach, w pokoju rekreacyjnym lub u swojego lekarza. Podeszłam do telefonu, który wisiał na końcu korytarza. Podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer. Oparłam się o ścianę i usiadłam na ziemi. Kabelek zaczęłam nerwowo obracać w palcach.
„Powinieneś już wstać. Przecież masz pracę”, pomyślałam.
-Halo? - powiedział ze swoim irlandzkim akcentem.
-Niall? - spytałam nerwowo.
-Jullie - powiedział szeptem.
-Jest koło ciebie?- zapytałam zdenerwowana.
-Tak, tak. Czekaj, pójdę do swojego pokoju - nastała głucha cisza. Słyszałam tylko jak mój przyjaciel stawia kroki po schodach.- No już możemy rozmawiać. Jak się miewasz?
-No jakoś leci. Bywało lepiej. A jak tam u ciebie?
-Trzymam się jakoś, lecz wszyscy ostatnio mają złe dni. Zayn nie wie czemu Lilly wyjechała, nie wie gdzie jest i Litzy nie chce mu powiedzieć. Louis zerwał z Elenor. No a Litz, jak to Litz… Coś z nią ostatnio nie tak.
„Znowu zaczęła brać. Widziałam po jej ostatnim zachowaniu”, pomyślałam.
-A jak u ….
-Harrego? Udaje, że nie cierpi po waszym rozstaniu i, że nie rusza go to, że pocięłaś się przez niego. Ale widzę, że udaje, bo znam go już jakiś czas. Jest mu ciężko.
-Spoko - powiedziałam. Słuchawkę zaczęłam przytrzymywać ramieniem i uchem, a ręką zaczęłam drapać blizny. Zawsze tak robiłam, gdy myślałam o Harrym.
-Może wpadnę do ciebie dzisiaj?- zapytał.
-Nikt nie może mnie już odwiedzić w tym tygodniu. Litzy odwiedziła mnie przedwczoraj.
-Ahh. Powinna nam mówić kiedy idzie cię odwiedzić. Nie tylko jej na tobie zależy.
Na korytarzu zaczęło pojawiać się coraz więcej osób.
-Muszę kończyć Niall. Kocham Cię, zadzwonię innym razem. Pa.
-Pa Jullie- rozłączył się, a ja wstałam i odłożyłam słuchawkę. Skierowałam się w stronę schodów. Idąc otarłam łzy. Tęskniłam za przyjaciółmi, rodziną i Harrym. Tęskniłam za nim, chociaż złamał mi serce. Lecz miłość wybrała i ciężko jest to zmienić. Chciałam już wejść do pokoju zabaw, ale zatrzymała mnie pani Simpson.
-Możemy porozmawiać?- spytała.
-Terapię mam przecież jutro -powiedziałam.
-To potrwa tylko chwilkę.
-Jeżeli trzeba- powiedziałam, idąc w kierunku jej gabinetu. Otworzyłam drzwi, siadłam na fotelu, a pamiętnik położyłam na biurku. Kobieta usadowiła się za biurkiem i spojrzała na mnie. Chciała dosięgnąć pamiętnika, lecz ja byłam szybsza.
-Dlaczego ciągle nosisz go przy sobie? Wracając do przykrych wspomnień nie będziemy mogli cię wyleczyć.
-Nie chcę zapominać najlepszych chwil mojego życia- odpowiedziałam.
-Najlepszych? Przez Harrego, pocięłaś się tak, że prawie się wykrwawiłaś. Nie wiem co w tym jest dobrego.
-Pani ciągle wraca do tego jednego wspomnienia. Do tego gdzie mnie zranił. Ale były też inne momenty- otworzyłam pamiętnik na jednej ze stron i przeczytałam.- 16 sierpnia 2012 roku, dzisiejszego poranka obudziły mnie pocałunki Harrego. Dzięki niemu czuje się szczęśliwa. Zapominam o tym co kiedyś mnie męczyło - po moim policzku zaczęły płynąć łzy. Przewróciłam następnych kilka kartek i znowu przeczytałam.- 13 września 2012 roku, dzisiaj mijają dwa miesiące odkąd jestem z Harrym. Jestem szczęśliwa, że mam kogoś takiego jak on.
-A teraz przeczytaj wpis z dnia 3 listopada- powiedziała moja terapeutka. Zaczęłam szukać wpisu. Gdy go znalazłam zobaczyłam jeden, krótki wpis. I zdjęcie Harrego, które było przekreślone. Zaczęłam czytać.
-3 listopada 2012 roku, wczorajszego wieczoru dowiedziałam się, że Harry mnie zdradził. Moje życie straciło sens. Jeszcze na dodatek mam zacząć leczenie w szpitalu psychiatrycznym - nie dokończyłam. Zaczęłam płakać.
-Także przemyśl, czy chcesz wracać do tych wspomnień.
Wstałam z fotela i wyszłam z gabinetu. Poszłam w kierunku pokoju zabaw. Lecz znowu zatrzymała mnie osoba siedząca na fotelu znajdującym się naprzeciwko wejściowych drzwi.
-Usiądź mała- powiedział Erick, wskazując fotel znajdujący się obok.
-Nie mała- powiedziałam, siadając.- Jakbyś nie pamiętał to jestem od ciebie starsza. Wow, wreszcie nie jestem najmłodsza- powiedziałam. Chłopak nachylił się i otarł mi łzę. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
-Słodziutkie masz te dołeczki- powiedział.- A tak na marginesie. Czemu nie chcesz dać sobie pomóc?
-Ale, że jak?
-Dlaczego nie schowasz tego pamiętnika i czemu nie przestaniesz ciąć się byle czym.
-Skąd wiesz, że tutaj się nadal tnę?
-Pamiętasz jak się poznaliśmy?- spytał, ale nie czekał na moją odpowiedź.- Siedziałaś pod drzewem w ogrodzie i bawiłaś się kamykami. Kiedy do ciebie podszedłem szybko zakryłaś lewą rękę rękawem. Zapomniałaś wtedy o jednym. Tkanina wsiąka krew. Wiem, że tniesz się kamieniami znalezionymi na ziemi. I twoja lekarka też o tym wie. Powinnaś zapomnieć o tym dupku Harrym i zacząć na nowo układać sobie życie. Z przyjaciółmi.
-Kiedyś tak zrobię, ale to kiedyś.
Wstałam z fotela i podążyłam do swojej sypialni.
imię: każdego dnia wybiera sobie imię innej gwiazdy
wzrost: 173 cm
kolor oczu: jasno brązowy
kolor włosów:
-naturalny: blond
-obecnie: niebieskie, a końcówki różowe
kolor cery: jasna
rodzice: matka umarła gdy miała 4 lata, a z ojcem ma słaby kontakt
data urodzenia: 25 grudnia 1996 roku
wiek: 16 lat
choroba: od 4 lat jest anorektyczką i samo okalecza się
charakter: jest bardzo radosna, żywa lecz bardzo przeżywa brak matki i słaby kontakt z ojcem.

imię: Eric Walker
wzrost: 170 cm
kolor oczu: niebieski
kolor włosów: blond
kolor cery: jasna, chociaż często się rumieni
rodzice: mieszkał z matką, bo rodzice się rozwiedli. nie utrzymuje kontaktu z ojcem
data urodzenia: 16 sierpnia 1997 roku
wiek: 15 lat
choroba: od najmłodszych lat choruje na wiele fobii, między innymi na:
-Ailurofobie- lęk przed kotami
-Brontofobie- lęk przed burzami i błyskawicami 
-Fobofobie- lęk przed lękiem 
-Paruresis- Lęk przed oddawaniem moczu w obecności innych (w publicznych toaletach)
-Koulrofobie- lęk przed klaunami 
-Homichlofobia- lęk przed mgłą 
-Tanatofobia- lęk przed śmiercią 
i wiele innych. zna nazwy wszystkich chorób
charakter: jest bardzo inteligentną osobą. nie wstydzi się tego, że jest gejem. zazwyczaj uśmiechnięty, pomocny, szczery. bardzo wspiera Jullie. 


http://www.youtube.com/watch?v=ZvNqM65OtiY&context=C404f89eADvjVQa1PpcFPpufeaN1kDquT4R_s8S9EOjSK4GB7qaqA=

4.08.2012

6 rozdział


Z perspektywy Lilly

Weszłam na pokład samolotu lecącego do Paryża. Usiadłam na wyznaczonym miejscu i wyjęłam z kieszeni iPhona. Na wyświetlaczu znajdowało się zdjęcie moje i Zayna. Po moim policzku zaczęła płynąć łza, lecz szybko ją otarłam. Spojrzałam w okno. Za chwilę miałam wylecieć i zacząć wszystko od nowa. Czy to na pewno dobry pomysł? Zostawiam przyjaciół, rodzinę i JEGO. Chłopaka, który był moim przyjacielem, dla którego znaczyłam wiele. Ale niestety, nie jestem dla niego tak ważna jak on dla mnie. Zakochałam się w nim. Dzisiejszego dnia wraz z Zaynem poszłam na spacer, na którym chciałam powiedzieć mu o tym, że go kocham. Że jest dla mnie najważniejszy. Zamknęłam oczy i wróciłam do tego wydarzenia. Zayn przyglądał mi się swoimi brązowymi oczami i uśmiechał się do mnie. Opowiadał mi wtedy o tym, ile znaczy dla niego współpraca z chłopakami i ile oni dla niego znaczą. Cieszył się każdym występem, każdym podpisywaniem płyt i każdym spotkaniem z fanami.
-Wiesz, Lilly- powiedział do mnie, kiedy przechadzaliśmy się po parku.- Z chłopakami chcemy zorganizować roczną trasę po Europie.
Gdy wypowiedział te słowa, cały mój świat się zawalił. Miałam go stracić na cały rok i już zapewne nie odzyskać. Spotkałby, dajmy na to we Włoszech jakąś super dziewczynę i ułożyłby sobie życie, zapominając o mnie. Na zawsze.
-Świetnie Zayn – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, spoglądając na godzinę w telefonie. - Jaaa... Muszę już iść.
-Spotkamy się jutro?- zapytał, kiedy już odchodziłam.
-Nie wiem - powiedziałam, wzruszając ramionami. Zaczęłam biec. Moim celem był dom Litzy. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. ,,Nie płacz, nie pokazuj, że ci zależy” powtarzałam sobie w głowie. Gdy dobiegłam do domu mojej przyjaciółki, zastałam ją z Louisem. Siedzieli blisko siebie i patrzyli sobie w oczy, wyglądało to tak, jakby zaraz mieli się pocałować. Chłopak spojrzał na mnie i szybko oddalił się od Litz. Wziął tylko swoją kurtkę i pospiesznie wyszedł. Następnie pokłóciłam się z moją przyjaciółką. Powinnam z nią pojechać do Jullie, mogłabym ją wesprzeć. Ale zawiodłam, z resztą jak zwykle. Zawsze myślałam tylko o sobie. Po małej sprzeczce z Litzy, w końcu dała mi klucze do swojego mieszkania w Paryżu i mnie zostawiła. Napisałam jej tylko karteczkę „Litzy, przepraszam, ale muszę wyjechać. Odezwę się do was jakoś i proszę nie mów Zaynowi gdzie jestem. Przeproś ode mnie Jullie i niech wraca do nas szybko. Kocham Cię ~ Lilly”. Kiedy skończyłam, wybiegłam z jej mieszkania i poszłam do swojego domu. Mojej mamy i brata nie było. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy, laptopa, najważniejsze dla mnie zdjęcia oraz pieniądze, które oszczędzałam przez jakiś czas. Było ich dużo. Zadzwoniłam jeszcze do swojej mamy.
-Tak Lilly?- spytała.
-Mamo - powiedziałam, mój głos się załamał.- Muszę wyjechać. Jadę do Paryża.
-Ale co się stało? Ktoś cię skrzywdził?! - spytała zdenerwowana.
-Nie, po prostu muszę sobie wszystko przemyśleć. Poradzę sobie mamo. Kocham Ciebie i Lucasa. Odezwę się niebawem.
Moja mama nie zdążyła już nic powiedzieć. Rozpłakałam się i opuściłam dom. Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i  podążyłam na lotnisko.
-Może chcesz chusteczkę?- zapytał, ktoś męskim głosem, wyrywając mnie z rozmyślań.
-Nie, nie -powiedziałam pośpiesznie. Otarłam łzy i spojrzałam się na osobę siedzącą obok mnie. Był blondynem o niebieskich oczach.
-Czemu płaczesz? - spytał.
-Nie będę zwierzać się nieznajomemu - powiedziałam, spoglądając znowu w okno.
- Philippe Blanc - powiedział, wyciągając do mnie rękę. Uścisnęłam ją i powiedziałam:
-Lilly Russell.
-To możesz teraz powiedzieć czemu płaczesz, ponieważ już się znamy- uśmiechnął się i pokazując zęby, na których znajdował się aparat.
-Przyjaciele, rodzina, chłopacy- powiedziałam spoglądając na wyświetlacz telefonu.
-To nie jest przypadkiem Zayn Malik? Jesteś fanką jego zespołu?- spytał.
-Nie słuchałam ich muzyki, ale gdy zaczęłam się z nimi przyjaźnić to trochę się  pozmieniało.
-Przyjaźnisz się z nimi?- zapytał zszokowany.
-Można powiedzieć, że przyjaźniłam. Dzisiaj chyba nastąpił koniec.
-Aaa, no spoko- powiedział z mocnym francuskim akcentem.
-Skąd jesteś?- spytałam.
-Paryż, miasto zakochanych- zaczął się śmiać.- A ty tak przejazdem, czy zostajesz na jakiś czas?
-Chyba zostanę tu na jakiś czas- powiedziałam, spoglądając mu w oczy. Kolorem przypominały Nialla.
-To jakbyś kiedyś potrzebowała wsparcia, przewodnika czy coś to zadzwoń- rzekł, podając mi karteczkę ze swoim numerem telefonu.
-Dzięki- powiedziałam, gdy samolot już lądował. Kiedy zeszłam z pokładu, poszłam po swoje bagaże, a następnie opuściłam lotnisko. Pamiętałam, gdzie swój dom miała Litzy. Kiedyś jej rodzice zabrali nas tutaj na dwa tygodnie. Ciągnąc za sobą dwie wielkie i wypchane po brzegi walizki stanęłam przy moście, z którego był widok na wieże Eiffla.
-Czas zacząć wszystko od nowa- powiedziałam do siebie na głos i podążyłam dalej.
Philippe Blanc

wzrost:183
wiek:19 lat
kolor oczu: jasno-niebieski
kolor cery: jasny
miejsce urodzenia: Paryż
data urodzenia: 19 maja 1993 roku
znaki szczególne: mocny, francuski akcent, aparat na zęby
Rodzice: od dwóch lat mieszka sam
Hobby: fotografia, jazda na deskorolce
Charakter: jest bardzo zabawny, lubi się wygłupiać, robi na prawdę dobre zdjęcia, szczery.

Lilly stojąca przy moście i podziwiająca wieżę Eiffla


oraz ja Jullie i moje przyjaciółki Litzy i Lilly życzymy wam wesołych świąt oraz mokrego dingusa !
zapraszam do oglądania filmiku o naszym blogu ! ;d

4.07.2012

5 rozdział


Z perspektywy Litzy

Od około dwóch godzin jestem z Louisem u mnie w domu.  Rozmawiamy, śmiejemy się, wygłupiamy. Bardzo zbliżyliśmy się do siebie w ciągu tych ostatnich 4 miesięcy. Nie jesteśmy parą, ale zostaliśmy przyjaciółmi. Siedziałam wtedy na moim łóżku i przyglądałam się Louis’owi, który odpisywał na sms-a od Elenor. Był ubrany w koszulkę w niebieskie paski, czarne rurki, Nike’i i szarą czapkę. Mój przyjaciel spojrzał na mnie i powiedział:
-Czemu mi się tak przyglądasz? Mam coś na twarzy? -  zaczął dotykać swojej buzi.
-Nie, po prostu się zamyśliłam - powiedziałam.
-A o czym to tak myślałaś? O mojej boskości?- spytał w żartach.
-Pewno Lou, nie mam o czym myśleć tylko o tym jaki to jesteś sexowny.
-Czyli uważasz, że jestem sexowny?- zapytał, uśmiechając się do mnie.
-Nie o tym rozmawialiśmy. Myślałam o Jullie. Miała zadzwonić wczoraj po spotkaniu z Harrym. Czy on przypadkiem nie został u niej na noc?- spytałam.
-Jak wrócił to był wściekły i  nie chciał z nami rozmawiać. – odpowiedział.
-Spoko - powiedziałam, trochę zdziwiona. Zaczynałam martwić się o moją przyjaciółkę.
-Wiesz co, chyba zerwę z Elenor - rzekł, siadając przy mnie.
-Dlaczego?- spytałam, patrząc mu w oczy. Jego spojrzenie było głębokie, przyciągało. Tak jak wtedy, gdy pierwszy raz się widzieliśmy.
-Po prostu nie wiem, czy to ta właściwa – odpowiedział ,nie patrząc na mnie.
-Ale, myślisz, że kochasz kogoś innego? – spytałam lekko zdziwiona.
-Wydaje mi się, że…- nie dokończył, ponieważ do pokoju weszła Lilly. Miała na sobie szare rurki, jasnobrązowy sweter przez głowę, beżowe Emu, tego samego koloru szalik i jasnoróżową luźną czapkę. Na to narzucony miała jasnoróżowy, rozpięty płaszczyk. Widać było, że jest zdenerwowana. Louis wstał i wziął z krzesła swój brązowy płaszcz.
-Cześć Lilly. Pa Lilly. Litzy, pogadamy później -  powiedział zatrzymując się na chwilę w progu po czym zniknął. Nawet na mnie nie spojrzał. Moja przyjaciółka podeszła do mnie i powiedziała:
-Muszę wyjechać. Chcę to wszystko przemyśleć. Mogłabym zamieszkać w twoim mieszkaniu w Paryżu? – spytała strasznie spięta i zdenerwowana.
-Ale dlacz…- nie dokończyłam bo usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Numer, który pokazywał się na wyświetlaczu był nieznany.- Poczekaj chwilę Lilly, zaraz pogadamy. Słucham? – powiedziałam do słuchawki.
-Dzień dobry, z tej strony Isabella Simpson ze szpitala psychiatrycznego Capio Nightingale. Czy mam przyjemność rozmawiać z Litzy Collins? – spytała miłym, cukierkowym głosem.
-Eeee... Tak - powiedziałam trochę zmieszana i zdezorientowana. Spojrzałam na Lilly i zauważyłam, że powstrzymuje łzy.
-Wczoraj wieczorem, do naszego zakładu został przywieziona Juliette Moore. – wyjaśniła kobieta.
-Że co kurwa?!- krzyknęłam z niedowierzaniem.
-Poproszono mnie, abym panią poinformowała. Czy chciałaby pani ją odwiedzić? Jeśli tak, proszę dać mi znać, a zaraz podam adres.
-Oczywiście, że tak - kobieta podała mi adres, a ja zwróciłam się do Lilly.- Jullie jest w szpitalu psychiatrycznym, trzeba do niej jechać.
-Nie- odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc.
-Pojebało cię?! To twoja przyjaciółka, a ty co!? – krzyknęłam wkurzona.
-Muszę wyjechać, mogę zamieszkać w twoim mieszkaniu?- zapytała ponownie jakby nic innego się teraz nie liczyło.
-A masz i się wypchaj - powiedziałam, wyjmując z szuflady klucz. - Mam nadzieję, że będziesz się tam dobrze bawiła, podczas kiedy twoja przyjaciółka będzie siedziała w psychiatryku.- powiedziałam. Miałam na sobie bordową luźną koszulkę, czarne, porwane rurki, szary sweter i czarne motocyklowe buty z ćwiekami. Szybko ubrałam czarną skórzaną kurtkę Ramones, czarny gruby szalik i wybiegłam z domu. Skierowałam się na przystanek autobusowy, ale niestety najbliższy autobus miałam za dwadzieścia minut. „Kurwa, szybciej dobiegnę”, pomyślałam i tak zrobiłam. Na ulicach panował tłok. Co chwilę szturchałam kogoś ramieniem.  Przez te kilka minut biegu zastanawiałam się, dlaczego tak właściwie Jullie znalazła się w psychiatryku. Najprawdopodobniej miało to związek z Harrym. Kiedy dobiegłam, zobaczyłam wysoki mur z czerwonych cegieł. Stanęłam koło wysokiej, metalowej bramy, do której przyczepiona była tabliczka z napisem „Szpital Capio Nightingale”. Obok znajdował się domofon. Wcisnęłam guzik i po chwili odezwał się damski głos.
-Szpital Capio Nightingale, w czym mogę pomóc?
-Niedawno dzwoniła do mnie jakaś pani Isabelle. Podobno znajduje się tutaj moja przyjaciółka, Juliette Moore. – wyjaśniłam.
-Pani Litzy Colins?
-Tak, to ja- odpowiedziałam cała zdenerwowana.
-Proszę skierować się do głównego wejścia- powiedziała kobieta i otworzyła mi bramę. Do drzwi prowadziła mała, wąska ścieżka. Ogród był duży i prowadził na tyły budynku. Żeby znaleźć się przy drzwiach frontowych trzeba przejść kilka stopni, a następnie udać się przez ganek, na którym po obu stronach znajdowały się dwie kanapy, stół i fotele zrobione z wikliny. Otworzyłam drzwi i pierwsze na co zwróciłam uwagę to Harry, który siedział na fotelu pod schodami. Natychmiast do niego podbiegłam.
-Co ty tu robisz, do jasnej cholery?! – krzyknęłam.
-Zadzwoniła do mnie jakaś Isabelle i powiedziała, że Jullie jest tutaj. Jej ojciec kazał jej, mnie poinformować. – wytłumaczył się.
-A wiesz dlaczego tu jest?- spytałam, nadal stojąc nad nim.
-Pocięła się, a jej ojciec ją przyłapał. Przyprowadził ją tu, podobno była bardzo blada i wykończona. Tylko tyle wiem. – odpowiedział zrezygnowany i przestraszony.
-A dlaczego to zrobiła? – pytałam dalej.
- Ja...  Zdradziłem ją. – szepnął.
-Kurwa mać.- powiedziałam podchodząc do ściany.- Co ty zrobiłeś Harry!?- krzyknęłam, waląc ręką w ścianę. Spojrzałam na brązowowłosego, w oczach miał łzy. Wiedziałam, że  bardzo tego żałował. Ktoś zaczął schodzić po schodach. Podniosłam głowę i zobaczyłam wysoką rudowłosą kobietę, a za nią niską, miedzianowłosą dziewczynę, która płakała. Poznałam, że to Jullie. Miała na sobie długą, białą koszulę, czarne rajstopy i brązowe Conversy. Harry stanął przy mnie. Rudowłosa znalazła się przed nami, a za nią stanęła moja przyjaciółka. Szepnęła coś na ucho tej kobiecie, unikała kontaktu wzrokowego z nami. Wiedziałam, że się bała.
-Jestem Isabelle Simpson - powiedziała poważnym głosem.- Pan jest Harry Styles?- spytała, zwracając się do Harrego.
-Tak- odpowiedział.
-Nasza pacjentka prosi, by opuścił pan to miejsce.
-Ale Jullie -powiedział.- Pamiętasz jak opowiadałaś mi o tym, że chciałabyś mieć chłopaka, który wyciągnie cię na spacer w deszczu, odgarnie mokre włosy i powie ci jak pięknie w nich wyglądasz? Który pocałuje cię na środku ulicy? Który w środku nocy zadzwoni, po to by powiedzieć, że chciałby z tobą teraz być? Chciałaś głębokich spojrzeń, dotyku, pocałunków i kogoś przy kim zapomnisz, że istnieje świat wokół. Tym kimś miałem być ja.
-Prawie nim byłeś - powiedziała stojąc za Isabelle. Patrzyła się w ziemię.- Ale spieprzyłeś to wszystko, Harry.
-Proszę opuścić ten budynek-powiedziała wysoka kobieta. Chłopak poszedł w stronę drzwi i nic więcej już nie powiedział.- Pani to Litzy Colins?
-Tak-odpowiedziałam.
-Ma pani na to spotkanie 30 minut, nie więcej. Następnie zapraszam do swojego gabinetu.
-Dobrze- powiedziałam, a ona udała się w kierunku drzwi z napisem „Psycholog młodzieżowy I.Simpson”. Podeszłam do Jullie i przytuliłam ją. Ona zrobiła to samo i zaczęła płakać.
-Nie płacz mała -szeptałam jej do ucha.- Wszystko będzie dobrze.
Moja przyjaciółka oderwała się ode mnie. Spojrzała mi w oczy, uśmiechnęła się i powiedziała.
-I tak wiem, że nie będzie.
Złapała mnie za rękę i zaprowadziła na schody. Usiadłyśmy tam. Swoje ręce miała zakryte długim rękawem bluzki.
-Pokażesz mi?- spytałam, po chwili milczenia.
-Ale co?- spytała, jakby obudziła się z jakiegoś transu.
-Blizny- powiedziałam. Ona podwinęła rękaw. Zauważyłam tylko bandaż obwinięty przy nadgarstku. Znajdowały się na nim ślady krwi.- Czemu to zrobiłaś?
-Poczułam ból. Wielki ból, więc chciałam go przekrzyczeć innym bólem -powiedziała po chwili.- Dlaczego Lilly z tobą nie ma?
-Mówiła coś, że musi wyjechać. Ale nie wiem dlaczego, bo zadzwonili w twojej sprawie.
-To zadzwoń do niej teraz i ją ode mnie pozdrów.
Wyciągnęłam swój telefon i wykręciłam numer przyjaciółki. Odebrała po trzecim sygnale.
-Halo?- spytała.
-Lilly to ja Litzy. Przepraszam za to, że tak nawrzeszczałam na ciebie, ale zdenerwowałam się to sytuacją z Julli. Dlaczego chcesz wylecieć?- usłyszałam głos „przelot do Paryża opóźni się o 10 minut”.
-Muszę sobie wszystko przemyśleć, poukładać.
-Ale co się stało?- spytałam, znowu się denerwując.
-Nie ważne. Ucałuj Jullie.
-Ona też cię pozdrawia- powiedziałam, ale ona już się rozłączyła. Zwróciłam się do przyjaciółki.- Chce wylecieć do Paryża.
Julii dotknęła swojego bandaża i zaczęła się drapać. Rozmawiałam z nią jeszcze przez 15 minut. Kiedy przyszła, po nią pielęgniarka, ona przytuliła mnie i zaczęła płakać.
-Tylko proszę nie zostawiajcie mnie - powiedziała w moje ramię.
-Nie martw się, ja cię nigdy nie zostawię.
Kiedy straciłam Jullie z pola widzenia, poszłam od razu do gabinetu pani Simpson. Grzecznie zapukałam i usłyszałam głośne „Proszę”.  Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Kobieta siedziała przy wielkim mahoniowym biurku, a za nią oraz z jej lewej strony znajdowały się wielkie regały z dużą ilością książek. Naprzeciwko niej stały dwa fotele. Kobieta miała wielkie okno z widokiem na główną bramę.
-Chciała ze mną pani porozmawiać- powiedziałam wchodząc do środka.
-Proszę siądź.
Usiadłam w jednym z dwóch foteli. Były miękkie i wygodne.
-Wiem, że jesteś najlepszą przyjaciółką Juliette. Jest jeszcze jedna, chyba Lilly, ale nie mogliśmy się do niej dodzwonić.
-Niestety, ale musiała wyjechać.  Może mi pani powiedzieć czemu ona tu jest?
-Wczoraj wieczorem, przyjechał z nią tutaj jej ojciec. Była ona blada, a z jej ręki leciało dużo krwi. Zaprowadziliśmy ją do skrzydła szpitalnego, a tam zemdlała. Zatamowaliśmy krew, i wtedy zauważyliśmy, że to nie są jej pierwsze rany na rękach. Cięła się już wcześniej. Jej ojciec musiał wyjechać, a z matką wiesz jak to jest. Pan Nick, kazał nam wyleczyć jego córkę, ale widzę, że jest to ciężki przypadek. Jest zamkniętą w sobie dziewczyną i jedyne czemu mówi prawdę to swój pamiętnik, którego nie pozwala nikomu dotknąć. Nie przyznawała nam się czemu się pocięła, aż zobaczyła tego chłopaka. Szepnęła mi wtedy na ucho „To Harry Styles, to przez niego się pocięłam”. Na razie nie jestem jej wstanie pomóc, kiedy on będzie się tutaj pojawiał. Musisz z nim porozmawiać. Jeśli ona kiedyś wyrazi zgodę na to by tu przyszedł, wtedy dam mu znać. Na razie musi sobie odpuścić. Musi pozwolić nam jej pomóc.
-Dobrze, postaram się- powiedziałam.
-Aha, i jeszcze jedno. Wraz z tą drugą przyjaciółką, mogłyście wcześniej zareagować na jej samo okaleczanie się, a nie pozwalać jej to robić.
Zdenerwowałam się. Wstałam, podeszłam do drzwi, odwróciłam się i powiedziałam:
-Gdyby pani znała ją naprawdę, nie mogłaby pani jej tego zrobić.
-Proszę pamiętać! Raz w tygodniu, może odwiedzać tylko jedna osoba!- krzyknęła, kiedy zamykałam drzwi.
Gdy opuściłam szpital, bez zastanowienia wyjęłam telefon i wykręciłam numer do starego znajomego. Odebrał po kilku sygnałach.
-Co chcesz, kotku?- spytał zachrypniętym głosem.
-Tommy, masz może jakieś dragi dla mnie?